Wyruszamy w kierunku wyspy Koh Chang, czyli w tłumaczeniu Wyspy Słonia, będzie to ostatni przystanek przed wjazdem do Kambodży.
O samej podróży nie bardzo jest co pisać ponieważ było za długo (znów trzeba było zmienić z nieznanych przyczyn autobus) i monotonnie – nawet nie wyjęliśmy aparatu z pokrowca.
Nasunęła mi się tylko refleksja – wystarczy przelecieć Zatokę Bengalską i już na dworcu można spokojnie zapytać o to, gdzie znajduje się autobus, którym chcemy podróżować. W Indiach nie było to takie oczywiste i czasami mieliśmy wrażenie, że ktoś gra nami w ping-ponga – odbijaliśmy się od jednego końca dworca do drugiego, a w poszukiwanie właściwego autobusu było zawsze zaangażowanych kilka osób.
Na wyspę dojechaliśmy już w nocy i przenocowaliśmy, niestety w bardzo głośnym miejscu.